SOUTH SIDE TRIP

Jeszcze nigdy w tak krótkim czasie nie zwiedziłem tylu miejscówek w regionie. Z teamem Burna w ciągu tygodnia byliśmy w Zakopanem, Donovaly, Szczyrku i w Jasnej. Motywem przewodnim naszej wyprawy było oczywiście poszukiwanie białego, głębokiego puchu.

1. Zakopane

Przywitało nas najbardziej hardkorowymi warunkami. Poniekąd spodziewaliśmy się tego, bo dzień wcześniej obdzwoniłem wszystkich znajomych, którzy w Zako mieszkają i trzymają rękę na pulsie, nie sądziłem jednak, że będzie aż tak źle.




















Dzień zaczął się dla nas klasycznie śniadaniem na rondzie, gdzie spotkaliśmy Osucha i Sebka Litnera, którzy też wybierali się na górę, po krótkiej konwersacji dowiedzieliśmy się, że szału ni ma. Nie zraziliśmy się jednak i zaraz po jajecznicy siedzieliśmy już w busie do Kuźnic. Jeszcze tylko bilet za 38pln i w górę. Na Kasprowym hard core! Wiatr, mgła, zero kontrastu, zero widoczności, mordor.




















Cierpliwości wystarczyło mi na jeden zjazd, Brelok z Wolaczkiem szarpnęli się jeszcze raz. Oczywiście nie było mowy o zrobieniu jakiegokolwiek materiału w takich warunkach, szkoda...Na otarcie łez wieczorem wybraliśmy się całą ekipą do teatru na 'Bal w Operze' J. Tuwima. Było śmiesznie, a teksty ze sztuki szły na okrągło prze resztę tripu. Na następny dzień prognoza była podobna więc podjęliśmy decyzję, że z samego rana ruszamy do Donovaly.

2. Donovaly

Z Zako wyruszyliśmy o 07:00 na miejscu byliśmy o 09:00 i na wstępie przywitało nas słońce. Obróciliśmy szybko 2 razy rozeznając teren i podjar, tak samo jak słońce zgasł. W międzyczasie dojechali do nas Wolaczek, Kasia Rusin i Marcin Kin, którzy jechali drugą furą.







































Zaczęliśmy kombinować z ujęciami w lesie ale było super gęsto i nic konkretnego z tego nie wyszło, dlatego postanowiliśmy ruszyć z buta na oddaloną o jakieś 800m polanę, która wyglądała bardzo obiecująco. I rzeczywiście od razu zauważyliśmy idealne spoty pod powder turny i drop ze skałki, który szczególnie przypadł do gustu Juniorowi.







































Wszystko było super, tylko białe niebo + biały śnieg = no good photo. Jedynym szczęśliwcem okazał się Brelok, który trafił w 2 minutowe okienko i zapodał 20 metrową firanę w stylu Nicholasa Mullera. Mimo tego, że znowu nie zrobiliśmy wiele, wypad do Donovaly uważam za udany. Poznaliśmy nowe miejsce, kilka sekretnych spotów i na pewno wrócimy tam po jakimś konkretnym opadzie.

3. Szczyrk

Z Donovaly wróciliśmy do Bielska, prognoza na następne dni w Szczyrku była bardzo obiecująca. Po dniu przerwy Brelok nie wytrzymał i o 09:00 spotkaliśmy się na Małym Skrzycznym.

















Śniegu naprawde dopadało sporo, więcej niż w Donovaly i Zako. Brelok obrócił już kilka razy z Gniazdem i Dytkiem, ja dołączyłem po jakimś czasie i od razu zaproponowałem przecinkę w stronę Czyrnej.

















Opłacało się puch był naprawdę głęboki, a po drodze mnóstwo gadżetów typu pniaki, powalone dżewa, nawet skałki o których istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia. Niestety zjechałem z chłopakami 4 razy i musiałem zawijać sie do Bielska. Materiał jest na Go Pro i czeka na edycję, która nastąpi wkrótce po tym poście.

















4. Jasna

Okazała się największym kozakiem naszego tripu. Jak zwykle obserwowaliśmy wszystkie możliwe prognozy i radary, żeby jak najlepiej trafić z pogodą. Na szczęście dzień przed nami dojechał tam Marek Doniec z Meechowem i łyżwą i to oni dali nam znać, że jest dobrze i że mamy wpadać. Z Bielska wyruszyliśmy we wtorek wieczorem, w Liptovskim Mikulaszu byliśmy o 22:00. Kwaterę mieliśmy już zabookowaną przez Mareczka, było to coś w rodzaju hotelu robotniczego, wystrój wnętrz i standard w stylu PRL ale mega tanio. Po 2 piwkach i zaplanowaniu następnego dnia poszliśmy grzecznie w kimę. Rano o 08:00 byliśmy już pod kolejką. Dzięki naszemu ziomkowi Markowi Hlinicanovi dostaliśmy darmowe skipassy.




















Pogoda niestety kozacka nie była, najbardziej dawały się we znaki silny wiatr i słaba widoczność. Nie zraziliśmy się jednak i już po chwili wspinanliśmy się do freeride zone 1 (krzesełko które zwykle tam dojeżdża nie zostało jeszcze uruchomione). U góry warunki niestety pogorszyły się do tego stopnia, że postanowiliśmy okopać się w naszych pozycjach i poczekać na okno pogodowe. Niestety po 1h spasowaliśmy i spotkaliśmy się wszyscy na miejscówce którą wypatrzył Ogień nieco poniżej freeride zone 1.




















Poskakaliśmy trochę przez barierę anty lawinową i jak na zawołanie zaczęło się przejaśniać. W sekundzie wszyscy gęsiego wspinaliśmy się spowrotem na Chopok. Ja z Markiem wspieliśmy się na sam szczyt skąd atakowaliśmy bardzo długi o obszerny żleb z kilkoma niepodziankami po drodze, Brelok z Meechowem i Łyżwą zostali trochę niżej i tam znaleźli swoje lajny. Dzień pierwszy zaliczony. Następnego dnia pogoda była dużo lepsza. Na pierwszy strzał poszedł Brelok, który wykonał piękne fs 540 z nawisu (fota napewno pojawi się niebawem w mediach) Respect! Natomiast ja i Marek postanowiliśmy wspiąć się na kolejny szczyt - Derese 2003m skąd każdy obrał swój lajn. Ja wybrałem żleb zaczynający się zaraz pod szczytem, Marek 100m dalej. Nasze przejazdy już niebawem zobaczycie na videoblogu Marka i tutaj na Wupefamily.
























Tego dnia wspięliśmy się na jeszcze jeden szczyt w pobliżu freeride zone 1 ale zjazd okazał się bardzo nieprzyjemny, oblodzony i wywiany. Tym samym nasz wyjazd na Chopok dobiegł końca.

Reasumując, poprzedni tydzień zaliczam do najbardziej intensywnych w tym sezonie. Dzięki dla całej ekipy za super spędzony czas i progresywną jazdę. PEACE!